Geniusz, który odszedł zbyt wcześnie- wspomnienie Grzegorza Ciechowskiego

Grzegorz Ciechowski

Jak co roku koniec grudnia oznacza dla mnie nie tylko świąteczne spotkania przy stole i szaleństwa sylwestrowej nocy. Jest to również okres w którym przypada jedna z najsmutniejszych w ciągu roku dat, czyli 22 grudnia. W tym roku będzie to już 11. rocznica odejścia z tego świata jednego z najwybitniejszych muzyków, poetów i artystów jakich polska ziemia wydała.

Grzegorz Ciechowski lato 1973Grzegorz Ciechowski, bo o nim oczywiście mowa, urodził się w Tczewie 29 sierpnia 1957 roku. Tam też ukończył szkołę podstawową i liceum. Już w ogólniaku trafił na pobudzające go do poszukiwań i rozwoju środowisko literacko-muzyczne, którego stał się liderem. Ciekawostką jest fakt, że bardzo dużo czasu poświęcał wówczas również kulturystyce. Dorobił się całkiem imponującej muskulatury o czym może świadczyć zdjęcie z prawej strony. Po zdaniu w śpiewający sposób matury podjął studia polonistyczne na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. W mieście wybitnego astronoma rozpoczął na poważnie karierę muzyczną. Zaczął od gry na flecie poprzecznym w zespole Jazz Formation w 1976. Już półtora roku później zmienił barwy i dołączył do zespołu Res-Publika. W 1980 roku Res-Publikę opuścił jej dotychczasowy lider Jan Castor (Wiesław Ruciński). Ciechowski zreorganizował grupę nadając jej lepiej brzmiącą i mającą asocjacje wolnościowe nazwę Republika. Skład zespołu uzupełnili gitarzysta Zbigniew Krzywański, basista Paweł Kuczyński i grający na perkusji Sławomir Ciesielski.

Pierwszy koncert Republiki miał miejsce w toruńskim klubie Od Nowa w listopadzie 1981 roku. Mimo, iż spotkał się z pozytywnym odbiorem panowie nie byli do końca z siebie zadowoleni. W rozmowie po koncercie ustalili parę zasad, które miały im przyświecać przez resztę kariery. Po pierwsze żadnych solówek gitarowych, po drugie wiodącym instrumentem mają być klawisze, po trzecie w końcu, panowie na poważnie wzięli się za swój wizerunek. Efektem tego był zachwyt i entuzjastyczna reakcja publiczności po ich kolejnym koncercie w warszawskiej Riwierze, kiedy to supportowali Brygadę Kryzys (wszystkie pieniądze świata bym oddał, żeby móc tam być). Dziennikarze muzyczni dostali orgazmu na widok czterech ubranych całkowicie na czarno chłopaków, grających nowo-falową muzykę na biało-czarnym tle i używających tylko białego światła do oświetlenia sceny. Nawet Piotr Kaczkowski przyznawał, że te zabiegi tworzyły widowisko w Polsce nigdy wcześniej nie spotykane. Zespół niemalże z miejsca stał się popularny.

Podstawową rolę odgrywała tu odrębność stylistyki tekstów i muzyki pisanych przez Ciechowskiego od tego co działo się wtedy na naszej scenie muzycznej. Republika to był pierwszy zespół w Polsce który tak zdecydowanie postawił na klawisze. Teksty Grzegorza natomiast do dziś stanowią niedościgły wzór metaforyzmu wśród rodzimych twórców. Nikt, tak jak Ciechowski nie potrafił wodząc za nos cenzorów opowiadać o ucisku i braku wolności w realiach totalitarnego państwa. Wystarczały mu trzy-cztery słowa, żeby opisać to o czym Miłosz pisał książki. W tym moim zdaniem tkwiła ich moc i popularność. Wyzierający z nich kafkowsko-orwellowski niepokój trafiał w sedno uczuć wielu odbiorców. Niesamowicie ważne było to, że muzyka i teksty stanowiły komplementarną całość; uzupełniały się nawzajem i były jednym przekazem. Drugim ważnym aspektem była wspomniana już odrębność wizerunkowa od wszystkich innych zespołów w Polsce. Ciechowski i spółka byli pierwszą kapelą w Polsce która od początku do końca miała przemyślaną kwestię wizerunku i dodatkowo była w stanie muzykę i outfit zestroić w jednolity i koherentny przekaz. Muzycy ubierali się od stóp do głów na czarno i zakładali białe lub biało-czarne krawaty. Szybko powstało logo zespołu, czyli biało-czarne ukośne pasy, a zespół doczekał się nawet własnej czcionki (republikarycy). Muzycy podkreślali, że to w dobry sposób odzwierciedla ich wizję świata i bezkompromisowe podejście do życia.  O zespole zrobiło się bardzo głośno. Od czerwca 1982 kolejne utwory Republiki lądowały na pierwszym miejscu Listy Przebojów Trójki. Z tego okresu pochodzą takie szlagiery zespołu jak „Kombinat”, „Biała Flaga”, „Telefony”, czy „Sexy Doll”. Single te zapowiadały pierwszy album długogrający Republiki. Był to z pewnością jeden z bardziej wyczekiwanych debiutów w historii naszej fonografii.

„Nowe Sytuacje” wydane w marcu 1983 rok wprawiły fanów Republiki w małą konsternację. „Jak to? Nie ma „Białej Flagi”? Gdzie do diabła są „Telefony”?” musiało wielu z nich się zastanawiać. Zespół wiedział co robi. Nie umieszczając wśród 10 utworów wchodzących w skład utworów zawartych na „Nowych Sytuacjach” swoich największych hitów Republika udowodniła, że nie jest łasa na chwilową sławę i nie będą niewolnikami swoich 2-3 szlagierów. Brak jednego, dwóch oczywistych hitów powodował, że uwaga słuchaczy pozostawała skupiona na całym materiale zawartym na albumie. Ponadto „Nowe Sytuacje” to album genialny. Spójny od początku do końca i adekwatny muzycznie i tekstowo. Teksty Ciechowskiego w połączeniu z charakterystycznymi brzmieniami zespołu stworzyły nierozerwalną całość którą należy słuchać ciurkiem od pierwszej do ostatniej piosenki. Z tego albumu pochodzą takie utwory jak „Arktyka”, „Śmierć w Bikini”, „Będzie Plan”, „Mój Imperializm”, „Halucynacje”, „Znak =” czy posiadający fantastyczne intro  „My Lunatycy”.

Republika odniosła oszałamiający sukces. Mimo, iż płyta kosztowała bagatela 700 złotych to rozeszła się na pniu. Zespół stał się najbardziej popularną grupą muzyczną w kraju, a Ciechowski drugą osobą w Polsce po Lechu Wałęsie. Był to również początek legendarnej rywalizacji Republiki z Lady Pank. Porównać ją można do „Bitwy o Britpop” między Blur a Oasis w Wielkiej Brytanii dekadę później. Dochodziło nawet do tego, że fani jednego i drugiego zespołu urządzali na ulicach regularne bitwy jak dziś nie przymierzając kibice Arki Gdynia z kibicami Legii Warszawa. A skonsternowani milicjanci stali z boku i nie wiedzieli czemu tym razem fani muzyki biją jedni drugich, a nie ich. Fanów Republiki można było rozpoznać na pierwszy rzut oka. Grzywka, czarna koszula, krawat w biało-czarne pasy- to był mundur wojsk republikańskich. Apogeum popularności zespołu z Torunia ugruntowane zostało koncertem jaki dali na festiwalu w Opolu w 1983 roku.

Panowie nie zwlekali zbyt długo z kolejnym wydawnictwem. Od razu poszli za ciosem i już w 1984 roku ukazał się ich drugi album, czyli „Nieustanne tango”. Znowu za sprawą Republiki na rynku muzycznym pojawił się album kompletny. Teksty Ciechowskiego znów trafiły w sedno w tym orwellowskim roku, a muzyka świetnie uzupełniała ich przekaz, stanowiąc jak zwykle ich uzupełnienie, a nie tło. Słychać też na tym albumie początki perfekcjonistycznego podejścia do kwestii produkcji. Znów Ciechowski wyprzedził resztę polskich zespołów o całe lata. Profesjonalne podejście do produkcji dla nas jest czymś oczywistym, w latach 80. jednak takie nie było. Wtedy zespoły cieszyły się już samego faktu wejścia do studia. Mało kto zastanawiał się nad tym czy nagrany materiał brzmi dokładnie tak, jak tego oczekuje. Z drugiej studyjnej płyty Republiki najczęściej kojarzonymi utworami są tytułowe „Nieustanne tango”, „Psy Pawłowa”, „Obcy Astronom” i niepokojąca „Poranna wiadomość”. Nie znaczy to jednak, że pozostałe 5 utworów odstawało od nich. Wręcz przeciwnie. Ten album również najlepiej jest słuchać w całości.

Zespół ruszył w kolejną trasę koncertową. Atmosfera wokół grupy zaczęła jednak gęstnieć. Coś przestało funkcjonować jak należy. Być może muzycy czuli się już nieco wypaleni (do czego nawiązywałaby wtedy okładka „Nieustannego tanga”). Mimo problemów zespół nagrał utwory „Sam na linie” i „Moja Krew” i zagrał w 1985 roku na Festiwalu w Jarocinie, po dwuletniej nieobecności. Jest to chyba moja ulubiona historia związana z tym zespołem, ale ponieważ mnie na tym koncercie nie było, to przekazuję głos Grzegorzowi Ciechowskiemu.

„Koncert Republiki w Jarocinie w 1985 roku? Do dzisiaj włosy mi się jeżą, kiedy sobie pomyślę, co się mogło wtedy stać. Z dzisiejszej perspektywy trochę rozumiem ten gniew. Bycie fanem Republiki w roku 1984 czy 1985 nie było proste – to był stan nieustannej walki z innymi formacjami. Kiedy ówcześnie zapuszczałem grzywkę, nie przypuszczałem nawet, ze naśladujący mnie fani kojarzeni będą z tzw. popersami. Na nasz zapowiadany w 1984 r. koncert do Jarocina przyjechało mnóstwo fanów Republiki z grzywkami. Mieli z ich powody mnóstwo przykrości, a w dodatku – koncert nie z naszej winy został odwołany. Rok później, gdy w końcu weszliśmy na estradę, byli wiec wyjątkowo wściekli. Nienawidziła nas tez reszta rockowej publiczności, bo radio prezentowało upupiony obraz Republiki, nadając tylko nasze najgrzeczniejsze piosenki. O tym, co naprawdę graliśmy, mogli zaś wiedzieć tylko ci, którzy chodzili na nasze koncerty. Pierwsza rzecz, jaka usłyszeliśmy wtedy po wyjściu na scenę, to gigantyczny gwizd. I potem poleciał na nas deszcz maślanek i pomidorów. Kiedy się trochę uspokoiło, zapytałem przez mikrofon: „Czy znajdzie się wśród was jakaś szmata do wytarcia instrumentów?” i po chwili rzeczywiście ktoś we mnie rzucił szmatą. Zagraliśmy koncert z wściekłości za te niezasłużoną krzywdę. Chcieliśmy pokazać, ze nie jesteśmy chłopaczkami, których można przepłoszyć jednym tupnięciem. I wygraliśmy. Pamiętam, ze koncert zakończyliśmy „Moja krwią”, której wysłuchano w absolutnej ciszy. Potem były oklaski, śpiewy „Sto lat” i prośby o bis, ale ja uznałem, ze ta publiczność nie zasługuje na bis.”

Ten koncert przeszedł do legendy. Ciechowski obiecał wtedy, że nigdy do Jarocina nie wróci i słowa dotrzymał. Zespół nie zagrał też „Białej Flagi”. Problemów jednak było coraz więcej i więcej. Jednym z nich było powołanie Ciechowskiego do wojska w roku 1985. Podobno w żałobie po śmierci jego grzywki znalazło się pół Polski. To żeńskie pół oczywiście. W każdym razie po odbyciu służby przez Grzegorza zespół wszedł do studia w 1986 w celu nagrania trzeciej płyty, ale wyszedł z niego zaledwie po dwóch próbach i się rozwiązał. Ten fakt pogrążył w żałobie już wszystkich mieszkańców ziem od Odry do Buga. Ciechowski nie kazał jednak długo czekać na to, aż znów stanie się o nim głośno. Wszystko za sprawą jego pierwszego solowego projektu.

Jeszcze w 1986 na półkach sklepów muzycznych pojawiła się płyta zatytułowana po prostu „Obywatel G.C.”. Niby wszystkie 7 utworów znajdujące się na niej były znane fanom Republiki, ponieważ zespół grał je na koncertach, ale i tak szok mógł być dosyć duży. Ciechowski zaprosił do współpracy najlepszych wówczas rockmanów i jazzmanów w Polsce i nagrał płytę znacznie różniącą się brzmieniowo i tekstowo od twórczości jego pierwszego zespołu. Teksty różniły się tematyką i estetyką. O tyle, o ile teksty Republiki były przede wszystkim „intelektualne” i „politycznie zaangażowane”, to teksty Obywatela G.C. w sposób niemalże liryczny opowiadały o miłości. Jest to jednak liryczność szczególna. Obraz miłości wyłaniający się z tych tekstów nie jest bynajmniej obrazem przyjemnym i szczęśliwym. „Przyznaję się do winy” opowiada o miłości jako o przestępstwie do którego trzeba się przyznawać, „Błagam nie odmawiaj” to z kolei utwór będący rozkazem kochania. Było to w polskiej muzyce zjawiskiem oryginalnym i myślę, że jest takim do dziś. Poza tymi dwoma utworami bardzo dużą popularność osiągnęły piosenki „Paryż-Moskwa 17:15” i „Tak długo czekam (Ciało)”.

Niemały wpływ na to miały zmiany jakie zaszły w życiu osobistym Ciechowskiego. W tamtym okresie bowiem związał się z aktorką i reżyserką Małgorzatą Potocką, która wydatnie pomogła mu w rozpoczęciu i kontynuowaniu kariery solowej. Najwięcej szumu wokół Obywatela G.C. przyniósł rok 1988. W tym roku Obywatel G.C. wystąpił na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie i dał taki show (wyreżyserowany przez Potocką), że gratulował mu go sam Czesław Niemen. W tym samym roku ukazał się jego drugi album zatytułowany „Tak! Tak!”. To z niego pochodzą takie utwory jak „Tak… tak… to ja” i najpiękniejszy patriotyczny utwór nagrany  w naszym kraju, czyli „Nie pytaj o Polskę”. Utwór ten stanowił swoistą odpowiedź na wszelkie głosy namawiające Grzegorza do emigracji. Musiał być bardzo bliski wszystkim tym którzy w tych trudnych latach w Polsce pozostali. Po latach Jerzy Tolak (manager Obywatela G.C.) wspominał, że Grzegorz napisał ten tekst jako zwykły erotyk. Formę listu skierowanego do kochanki. Dopiero potem dopisał do tytułu „o Polskę” i niewiele pozmieniał tekst. Nie zmieniło to jednak faktu, że to prywatne i personalne podejście do ojczyzny jak do kochanki osiągnęło piorunujący efekt.

Pytanie o Polskę stało się jednak zasadne w obliczu transformacji ustrojowej jaka się u nas dokonała się w roku 1989. Wraz ze zmianą PRL na III RP przed Grzegorzem Ciechowskim, jak i przed całą polską muzyką, otworzyły się nowe, nieznane dotąd możliwości. Zniknęła cenzura i monopol państwowy na muzykę. Podsumowaniem trudnej, ale de facto fantastycznej, dekady dla polskiej muzyki, jaką były lata 80., miał być festiwal w Opolu Anno Domini 1990. Na nim doszło do ponownej reaktywacji Republiki, ale w nieco zmienionym składzie (na basie zamiast Pawła Kuczyńskiego zaczął występować znany z Obywatela G.C. Leszek Biolik). Jednorazowy z założenia koncert przerodził się w trasę koncertową po całej Polsce i wydanie w 1991 roku płyty z przearanżowanymi wersjami starych utworów zespołu. Na „1991” pojawiły się również blokowane wcześniej przez cenzurę utwory „Lawa” i „Republika” i dwie nowe kompozycje „Balon” i „Zawroty Głowy”. Sam Ciechowski przerodził się w istnego omnibusa i tytana pracy i zaczął działać na kilku frontach jednocześnie.

Pierwszym z tych frontów była muzyka filmowa. Pierwszym filmem do którego Grzegorz napisał muzykę był obraz Janusza Kijowskiego „Stan Strachu” z 1989. Potem z pod jego ręki wyszła jeszcze ścieżka dźwiękowa do filmu „Obywatel Świata” po której zawiesił działalność Obywatela G.C i muzyka do niemieckiego serialu „Schloss Pompon Rouge”. Kolejnym polem działalności artysty z Tczewa była działalność producencka i semi-edukacyjna. To jemu swój początkowy sukces zawdzięczają dzisiejsze gwiazdy takie jak Kayah, Kasia Kowalska czy Justyna Steczkowska. Z współpracą z tą ostatnią wiąże się bardzo zabawna historia. Otóż jej debiut „Dziewczyna Szamana”, przy powstawaniu którego swój wydatny udział miał Ciechowski, został nominowany w kilku kategoriach do Fryderyków w roku 1996. Odniósł tam zresztą spektakularny sukces zdobywając 5 statuetek. Jako autorka tekstów znajdujących się na nim podawana była Ewa Omernik. Została ona okrzyknięta przez krytyków objawieniem i nowym talentem. Po otrzymaniu statuetki dla najlepszego Albumu w kategorii Muzyka Pop Justyna na scenę poprosiła autorkę tekstów mówiąc „jest dzisiaj z nami na sali. Ewo zapraszam”. Z fotela podniósł się Ciechowski, a na sali zapanowała kompletna cisza którą przerwał jedynie odgłos uderzających o ziemię ze zdziwienia szczęk publiczności. Sam Grzegorz na scenę wracał jeszcze trzykrotnie po odbiór nagród dla najlepszego producenta i aranżera roku, a także po odbiór nagrody w kategorii Album Roku- Muzyka Tradycji i Źródeł. Wszystko to za sprawą jego solowego projektu Grzegorz z Ciechowa i płyty „ojDADAna”. Dzięki niej muzyka folkowa przestała być traktowana tylko i wyłącznie jako dziwne wsiowe rzępolenie starych bab i trafiła do świadomości szerszego odbiorcy. Mówi się nawet, że to Ciechowski przywrócił muzyce ludowej w Polsce drugie życie i otworzył drogę dla projektów takich jak Kayah&Bregović, czy Kapela ze Wsi Warszawa.

Najważniejszym polem działalności Grzegorza wciąż stanowiła jednak chyba przede wszystkim macierzysta Republika. W sierpniu 1993 roku ukazał się nowy album studyjny zespołu zatytułowany „Siódma Pieczęć”. Stanowił on zwrot w stronę twórczości mniej rockowej i popularnej, a bardziej wyrafinowanej i dojrzałej, a teksty stały się bardziej liryczne. Podobnie było z wydaną w 1995 płytą „Republika Marzeń”. Niestety albumy te nie zostały równie entuzjastycznie przyjęte przez słuchaczy co poprzednie wydawnictwa zespołu. Do repertuaru koncertowego z obydwu wydawnictw na stałe weszły w zasadzie jedynie „Reinkarnacje”, „Prośba do następcy”, „Tu jestem w niebie”, „Republika Marzeń” i „Zapytaj mnie czy cię kocham”. Wspaniały comeback zespołu przypadł na rok 1998.

14 grudnia ukazał się ostatni studyjny album Republiki i Grzegorza zatytułowany „Masakra”. Stanowił on powrót zespołu na szczyt Listy Przebojów Trójki i zestawień sprzedaży. Wszystko za sprawą singli „Mamona”, „Odchodząc” i „Raz na milion lat”. Pierwszy z nich to jeden z najlepszych tekstów opisujących rzeczywistość kapitalizmu z jaką musieli się zmierzyć wszyscy twórcy obecni na polskiej scenie od lat 80. Drugi i trzeci są jednymi z bardziej wzruszających utworów napisanych przez Ciechowskiego o miłości. Reszta piosenek również nie odbiegała poziomem od dwóch wymienionych a tematyka tekstów w nich podejmowana odzwierciedlała wyzwania nowej rzeczywistości z jakimi większość ludzi ówcześnie musiała się zmagać. Całość została perfekcyjnie dopracowana od strony producenckiej i w efekcie powstał jeden z najlepszych albumów lat 90. w Polsce.

Na rok 2001 przypadł jubileusz XX lecia zespołu, w ramach którego zespół zagrał długą i bardzo dobrze przyjętą trasę koncertową w całej Polsce. Zespół latem udał się na Kaszuby nagrywać kolejną płytę. Zarejestrowano tam partie instrumentalne. Grzegorzowi pozostało dopisać kilka tekstów i nagrać partie wokalne. Pochłonięty był jednak tworzeniem muzyki do filmu „Wiedźmin” i ciągle brakowało mu na to czasu. Udało mu się jedynie znaleźć go odrobinę by nagrać wokal do piosenki mającej być singlem zapowiadanej na 2002 rok płyty. „Śmierć na pięć” zyskała sobie dużą sympatię publiczności, powstawał do niego klip rysowany przez Mariusza Wilczyńskiego. Zbigniew Krzywański przyznawał, że rok 2002 zapowiadał się jako „mlekiem i miodem płynący”. Kilka dni przed świętami Grzegorz Ciechowski poszedł na kontrolne badania do szpitala w Warszawie. 22 grudnia, z powodu tętniaka, serce, które przez tyle lat napędzało tego wybitnego twórcę i człowieka, przestało bić.

Wiadomość ta spadła na całą Polskę jak grom z jasnego nieba. Wszyscy byli w olbrzymim szoku. Do dziś pamiętam łamiący się głos Marka Niedźwiedzkiego podającego tę smutną informację w radiu. Nikt nie mógł się pogodzić ze stratą młodego jeszcze (zaledwie 44 lata) i będącego w pełni sił twórczych i zapału do pracy wybitnego artysty. Ciechowski oprócz czwórki dzieci (z dwóch małżeństw) osierocił całe polskie środowisko muzyczne. Przez wiele lat był ikoną i wzorem dla kolejnych generacji. Jego teksty stanowiły drogowskaz życiowy dla wielu ludzi mieszkających w Polsce. O ich ponadczasowości świadczy to, że nadal trafiają do kolejnych przedstawicieli coraz młodszych pokoleń, które wciąż odnajdują w nich wskazówki dotyczące życia w rzeczywistości skrajnie różnej od tej jemu współczesnej. Dlatego mimo, iż nie ma go wśród nas od 11 lat, to jest on ciągle żywy. W naszej pamięci i naszych sercach Grzegorz Ciechowski zawsze będzie miał swoje miejsce.

Lewandowski

Grób Ciechowskiego na Wojskowych Powązkach w Warszawie

7 responses to “Geniusz, który odszedł zbyt wcześnie- wspomnienie Grzegorza Ciechowskiego

  1. Chciałbym opowiedzieć autentyczną historię, choć może być trudno w nią uwierzyć. W okresie schyłkowym, nie pamiętam który to był rok, Republika dała koncert w Poznaniu, klub nazywał się bodajże Słońce.
    Chyba nawalili organizatorzy, może za mało plakatów, może okres schyłkowy – nie wiem. W każdym razie na koncercie było bardzo mało ludzi, tyle ile przyszłoby na koncert jakiegoś nieznanego zespołu amatorskiego. Zespół poczekał z nadzieją że sala choć trochę się zapełni ale wyglądało na to, że nikt więcej już nie przyjdzie. No i zaczęli grać przy prawie pustej sali. A zagrali absolutnie rewelacyjnie, tak jakby grali koncert swojego życia na stadionie z transmisją live. I w trakcie koncertu – w to już naprawdę trudno uwierzyć – zaczęli schodzić się ludzie. Miałem wrażenie, że dość przypadkowi, przechodzili, usłyszeli że ktoś fajnie gra i weszli. Skojarzenie z koncertem Beatlesów na dachu studia nagrań narzuca się samo. Jedno jest pewne: na koniec koncertu było na sali dużo więcej ludzi niż na początku.

  2. Pingback: Grzegorz Ciechowski w sercach fanów jego! - JakubGalinski.pl·

  3. Należy tu jeszcze dodać, że podczas służby wojskowej stworzył wraz z zespołem przedstawienie muzyczne grane w Teatrze Wielkim w Łodzi pt. „Republika rzecz publiczna” (co do tytułu nie jestem pewien) byłemna tym przedstawieniu

  4. Dzięki za ten artykuł. To piękne, że pamiętacie. Mały „kamyczek do ogródka” – przydałoby się mniej istotnych nieścisłości ale i tak jest super! Pozdrawiam! Zbyszek K.

    • Mam 45 lat a Republiki słucham ponad 3/4 życia. Pojawiają się różne krótkotrwałe czy dłuższe muzyczne fascynacje ale, by porównać to do historii zespołu: zawsze wraca się do tego samego miejsca, prawdziwa przyjaźń czy miłość wywołuje zawsze te same silne emocje i nie kończy się. Pomimo ‘separacji’ przyjaźń przetrwała. Wiecie co? Fajnie jest wiedzieć na pewno, że za 20 lat też będę słuchać genialnych utworów zespołu i Grzegorza. Mało tego, fajnie jest wiedzieć, że będą nowe aranżacje, nowe pokolenia będą odświeżać wspomnienia i doceniać wartości muzyczne i przekaz. Chciałbym widzieć więcej zainteresowania poczynaniami reszty tej zgranej kiedyś paczki. Robią fantastyczne rzeczy, słucham. Zbyszek Krzywański tworzy świetne muzycznie, dojrzałe i warsztatowo perfekcyjne kompozycje…
      Słucham i znów jestem w 1983 roku na pierwszym ‘moim’ biało-czarnym, surowym koncercie gdy ‘suportowali’ UK Subs, jestem w Teatrze Wielkim w Łodzi w 1985 – panie w długich sukniach i panowie w smokingach obserwują Grzegorza jak siedząc na trapezie na scenie żuje gumę i perfidnie ostentacyjnie rozciąga ją na długość ramienia, potem, jak Billy Pilgrim przeskakuję do 1984, Paweł Kuczyński trafiony kamieniem w ramię przestaje grać a Ciechowski przez mikrofon oznajmia, że chętnie spotka się z napastnikiem sam na sam. Paweł znowu bierze do ręki biały bas. Grają dalej………………………………………………….

Dodaj komentarz